czwartek, 3 grudnia 2009

Afgan

...i znów zdania są podzielone...
Jadąc z Przymorza do Sopotu przez godzinę (sic odległość 3 km!) po uprzednim półtora godzinnym wyczekiwaniu w deszczu na przestanku (trzy kolejne kursy wypadły z rozkładu i nikt nawet nie przeprosił i zero informacji- czy to się kiedyś zmieni), słuchałem radiowej dyskusji czy i ewentualnie ilu naszych wojaków wysłać do Afganistanu. Nie potrzebne, panowie, to wasze wymądrzanie jak ma być w Afganistanie. Zróbmy najpierw porządek u siebie w kraju, choćby z tymi korkami na drogach, a potem w Afganistanie. Do zakorkowanych dróg wrócę ongiś jeszcze, bo dziś myśli się tylko o dojazdach do stadionów EURO 2012
Sprawę wojny w Afganistanie to ja widzę tak:
Po pierwsze wszystkich dyskutantów, z Amerykanami włącznie ,nie wyłączając Prezydenta Obamy, (od razu po jego wyborze, byłem pełen obaw, że te stare wygi z lobby wojskowo-przemysłowego będą próbowali go „wpuszczać w maliny”), wysłać na rosyjski film Bondarczuka (tego młodszego) „9-ta kompania”, a czemu go tak szybko zdjęto z ekranów?. Tam (na filmie) jest taka scena jak ten politruk kończy szkolenie znamiennymi słowami: „...tu wam przekazano wszystko co wam się może przydać w walce, ale muszę wam powiedzieć, że z Afganami jeszcze nikt wojny nie wygrał...” Tych dzielnych chłopców wycięto w pień, jak wielu innych, i Związek Radziecki wycofał się z walki o tą BAZĘ. Przecież te podchody tych dwóch mocarstw (USA- Rosja, inni to małe pieski co ostro szczekają ale mało na razie znaczą w tej grze), to nie jest nic innego jak walka o bazy surowców, zbytu i bazy wojskowe. Rosja się wycofała z wielu „frontów walki”, ale teraz może USA mieć kłopoty, po ich przejęciu, nie tylko w Afganistanie. Ameryka Południowa zaczyna się burzyć nie na żarty, a Rosjanie uczestniczą , tak sobie, we wspólnych ćwiczeniach wojskowych , to tu, to tam (Kuba, Wenezuela). I nie pomagają miliardy dolarów, ta „rewolucja” rozlewa się coraz bardziej. A szkoda bo zawsze lepiej mieć dwóch silnych policjantów świata niż kilka kąsających „burków”.
Po drugie jeżeli nasz udział w tej wojnie z Afganami wynika z naszych zobowiązań jako sojusznika i członka NATO to niema co dyskutować tylko z tych zobowiązań należy się wywiązywać, lub w ciemnym lesie powiesić się na własnym pasku . Choć inni nasi sojusznicy nie byli tacy honorowi jak wiemy z historii, kiedy myśmy obrywali cięgi, samotnie stając przeciw tyranowi, oni przyglądali się (prawie) biernie.
Po trzecie Prezydent Obama ma rację, że sprawa terroryzmu to zagrożenie międzynarodowe, ale nie tylko ten afgański terroryzm jest groźny, gdzie Amerykanie się ciągle doszukują baz Al. Kaidy, a wiadomo że „11wrzesień 2001” został nie tam a właśnie w USA przygotowany. Poza tym nie od dziś wojujący Islam rozlewa się po świecie, to się zaczęło w wieku VII a skończyło, na jakiś czas, w wieku XVI/XVII, kiedy dzielny Karol przepędził ich z pod Pirynejów a nasz Jan III Sobieski zadał im ostateczny cios pod Wiedniem, na chwałę za to postawiono mu pomnik aż w dalekim Dubrowniku.
A Islam był tak zwycięski bo kościół katolicki, wówczas był słaby i zajęty sobą , przespał sprawę i dopiero wojnami krzyżowymi próbował bezskutecznie odbić utracone pozycje. Po II-Wojnie Świtowej wyniszczone wojną kraje Europy chciały sobie podgonić gospodarkę tanią siła roboczą i to spowodowało że Islam znów zalał Europę i dziś mamy EURABIĘ i EURAZJĘ. Najgorzej że te kraje które ten wtórny zalew Islamu wywołały słabo angażują się w walkę o przywrócenie normalności. Jedynie Anglia, a Niemcy w Afganistanie „stoją z bronią u nogi”, Francja w ogóle odpuściła sobie itd.
A Amerykanie to sami sobie „żmiję na własnej piersi wyhodowali” szkoląc i uzbrajając przeciw ZSSR mudżahedynów, którzy łatwo się przekształcili na talibów. A po co to tak nie stabilnym krajom jak Indie i Pakistan dano broń atomową? Z Afganistanem USA ma jeszcze jeden problem, jest to kraj żyjący z produkcji narkotyków zalewających Amerykę. Ale pomyślcie najprzód z czego jeszcze tam da się tak łatwo żyć jak z uprawy maku. Z samej demokracji którą im tak tam wciskamy , Afgan żyć nie będzie i sprawa „a piać” wróci na stare tory.
Panowie dziennikarze zamiast dyskutować o Afganistanie jak o kolorze trawy na księżycu, popatrzcie na realia , do tego nie musicie brać delegacji służbowej do bazy Bagram, a jeżeli już to „bagnet na broń’ i do boju razem z tymi co tam giną!
...i to by było na razie tyle tych podzielonych zdań...
Gdańsk, w grudniu 2009 bloger blagier Roman Grabowski