sobota, 26 lutego 2011

A pan Witold Gadomski jest nie zatapialny i dalej pływa.
( patrz: Gazeta Wyborcza z 11.02.2011)
Stocznie padły, rozpłynęły się , pracownicy, często wysokiej klasy fachowcy, rozeszły się za chlebem do państw ościennych ( często naszej konkurencji, lepiej od nas zorganizowanych i dbających o swe stocznie i stoczniowców), lub dogorywają na bieda emeryturach i zapomogach. Narodowy nasz przemysł sztandarowy, stocznie polskie, piąta potęga w świecie, przestał istnieć. Te szczątkowe organizmy udające stocznie, budują przez cały rok mniej niż ongi na tych terenach i urządzeniach budowano w ciągu tygodnia, to przecież śmiech na sali a nie działalność gospodarcza.. Stoczni praktycznie nie ma a majątek trafił w ręce które nawet nie są wstanie go zabezpieczyć. Podobno nikt tego nie chce i wielki majątek państwowy został roztrwoniony ,lub stacza się powoli do zupełnego upadku, niebawem nie będzie nawet stanowił wartości złomu. Co prawda na wycieczce w byłej Stoczni Gdańskiej, tej byłej „KAJSEROWSKIEJ” gdzie wyprodukowano tyle pięknych statków, częściowo do dziś pływających, chluba pracy stoczniowców (oczywiście były i takie którymi się chlubić nie wypada, np. pod koniec wojny było tu podobno czterdzieści U-Bootów w rożnym stadiom zaawansowania-nie nasza to robota, daliśmy to Sowietom razem z dokumentacją), opowiadano nam ,że obecnie działa tu aż dziewięćdziesiąt podmiotów gospodarczych, a na pochylniach raptem aż dwa statki i na drugiej zmianie ani żywej osoby. Żal patrzeć jak te żurawie stoczniowe tak nieruchomo w pejzażu miasta tkwią. Powiedzmy sobie szczerze stoczni niema. Ba niema przemysłu stoczniowego, tych dziesiątek zakładów kooperujących ze stoczniami i tysiącami zatrudnionych w nich pracowników. Aby to odtworzyć trzeba znów dziesiątek lat szkolenia narybku i doskonalenia biegłości w fachu, a to są olbrzymie koszty, nie tylko szkół a materialnych strat w doskonaleniu się w tym rzemiośle i w zgrywaniu w funkcjonowania tak potężnych organizmów produkcyjnych i instytucji naukowo – badawczych.
A winnych nie ma jak pisze pan Gadomski, prokurator nie znalazł winnych, a wskazanych sąd z braku dowodów, kilka dni temu uniewinnił. Smutne to. Autor podaje, że podatnik stracił na tym 4-5mld złotych (to pewnie dotacje do stoczni) a w całości strat gospodarki narodowej i majątku narodowego są wręcz nie wyobrażalne. A jednocześnie autor pisze, że: „bez trudu można wskazać decyzje podejmowane przez konkretnych ludzi, które doprowadziły do tej katastrofy”. A to czemu ich nie pokazać? To jest właśnie ta nie zatapialność sz. autora, piszącego o stoczniach nie po raz pierwszy. Nie pokaże pewnie w myśl zasady: „A po co mi to, po sądach się włóczyć?”. Tu trzeba było właśnie pokazać to kopytu dziennikarskiej smykały i pójść dalej za ciosem i „tłuc po tyłkach” tych „konkretnych ludzi”. Bo reszta opowieści to bajki o dobrym wilku, o cudownych talentach p. Szlanty i ratunkowych właściwościach SYNERGII, spółki z kapitałem zakładowym 3,5tyś, złotych etc. Gdzież ta dziennikarska wrażliwość na krzywdy ludu, właśnie taka jaką widzieliśmy u naszego wieszcza Adama Mickiewicza ( w paryskiej Trybunie Ludu), czy u tych pisarzy z czasów narodowego pozytywizmu.
A teorii spiskowych nie twórzmy ciągle nowych, bo już mamy ich aż za dużo. A, że upadek stoczni zapoczątkował M. Rakowski, a nie wyhamował go L. Wałęsa, a już potem dziwnie podejrzanie zachował się minister Grad, a już najbardziej winna jest pani komisarz Neelie Kroes itd. Najstarsza z tych teorii sięga aż do sekretarza Kociołka i ekipy której służył, uważali oni ponoć ,że stocznie należy wykosić i zaorać, czy na odwrót, bo jak taka masa ludzi wyjdzie ze stoczni na ulicę(a jeszcze gorzej jak nie wyjdzie) , to każda władza będzie musiała jej ustąpić. A w każdej z tych teorii podobnie jak w każdej dobrej bajce, jest pewnie źdźbło prawdy.
Kolejne rządy III RP zajęte walką o własne fotele i związane z tym dochody, zapomniały zupełnie o obowiązku dbałości o dochody państwa (osiągnęliśmy długi jakich nie mieliśmy nawet w ciężkich latach odbudowy), zapomnieli też o dbałości o majątek narodowy (p. Balcerowicz, specjalista od teorii szokowych , nawołuje aby ten majątek dalej wysprzedawać, czy dalej za psi grosz?) i zapomnieli o dbałości o dochody obywateli, czyli pracę i przysłowiowy chleb.. Więc wróćmy na ziemię i tu szukajmy winnych wśród ludzi którzy korzystając z przełomu wywalczonego przez stoczniowców, próbowali popływać na ich plecach, a przez swą głupotę, pazerność, nieudacznikostwo i brak elementarnego poczucia wstydu , doprowadzili do dzisiejszej katastrofy. A zna ich, jak się chwali, pan Gadomski. Prosimy zatem o grę w otwarte karty, pełna transparentność, albo przykryjmy tą mogiłę p.t. STOCZNIE na 80 cm, by jej już nikt nigdy nie widział, bo wstyd i sromota..
Gdańsk,12.02.2011 z poważaniem: R. Grabowski