piątek, 6 września 2013

Aby prawda w historiografii nie była tylko „g... prawdą”


Aby prawda w historiografii nie była tylko „g... prawdą”, patrz trzeci rodzaj prawdy wg ks. prof. Tisznera

W historiografii trudno utrzymać się w świętej regule pisania „prawdy i tylko prawdy”, bo za to, choroba, historycznie królowie ,a teraz ci co mają kasę, nie chcą płacić1. Ba nawet za darmo nie chcą prawdy publikować, każą autorowi płacić, w ten sposób go karząc! Lub „pisz na Berdyczów”.

A trochę bajeru, drobne kłamstwo, a nawet przemilczanie prawdy, podnosi walory publikacji w oczach współczesnych. No zobaczmy co na rynku czytelniczym ma wzięcie, jacy autorzy mają powodzenie, pomijam tych wybitnych, to autorzy: kryminałów, sensacji (newsów) , harlekinów, telewizyjnych seriali, wróżb i przepowiedni itp. „lekkich rzeczy”.

Czyżby współczesny człowiek nie chciałby znać prawdy? No nie przesadzajmy. Chcemy, ale to musi być cała prawda, a nie „g...prawda”, jak w wielu artykułach, również RZEPY..

Tak więc Panowie Pisatele nie przeciągajcie struny, żeby Wasze pismo HISTORIA DO RZECZY nie stało się HISTORIĄ OD RZECZY.

Nawiązuję tu do artykułu „Pinochet uratował Chile”, i nie tylko, ale zatrzymam się dzisiaj tylko na tym artykule z Nr 2/2013.

Przebywałem trochę wśród przyjaciół Chilijczyków więc historię przewrotu inspirowanego przez CIA, a realizowanego przez wojsko pod dowództwem gen. Pinocheta, i pod nadzorem CIA, znam trochę i z tej drugiej strony. Była to grupa Chilijczyków której po zamachu na demokratycznie wybrany rząd Alende, a przed represjami Pinocheta, udało się schronić w RFN (chronili się oni w różnych państwach przyjmujących politycznych emigrantów).Po przywróceniu w Chile demokracji większość ich wracała w swe ojczyste strony. Owszem gospodarka za czasów Pinocheta , uprzednio celowo psuta przez USA (jak to się robi to my też wiemy-patrz restrykcje prez. Regana w stosunku do Polski), wróciła na normalne tory. Wróciła znów za sprawą olbrzymich dotacji USA, ratującej swoje inwestycje w Chile..

Ten zamach w Chile był jednym z najkosztowniejszych w historii CIA, po interwencji w Afganistanie, kosztował ca 30 mld $ i życie tysięcy Chilijczyków. Na przewrót np. w Polsce wydali tylko3,5mld $ . Najtańszy to był przewrót w Persji, jak 1953 roku wysadzili Mosadeka, a ustawili szacha Pachledi, za jedyne 5 ml $. Ale to były inne czasy, inny dolar. A poza tym to podobno dużo zależy od tego, ile na miejscu znajdzie się chętnych do pomocy. Najlepiej jak się znajdzie dwie grupy „bojowników”, prawie równej wielkości które będą się nawzajem zwalczać. Powstałe zagrożenie ładu i porządku publicznego, pozwala na interwencję „sił międzynarodowych” (u nas wystarczył „stan wojenny”, w Chile gen. Pinochet). My za stan wojenny w którym zginęło kilkunastu Polaków i tysiące przetrzymywano bezprawnie w ośrodkach odosobnienia. , co rusz targamy pod sąd gen. Jaruzelskiego. Gen. Pinochet wymordował dziesiątki tysięcy Chilijczyków ( dokładnych danych brak, bo Pinochet robił to w białych rękawiczkach-na Waszym zdjęciu akurat w czarnych) , a odosobnionych trzymał za drutami na stadionach. Określa się to jako „ludobójstwo na własnym narodzie”, sądów Pinochet, za pomocą swoich przyjaciół z CIA, uniknął.

Wracając do tegoż artykułu i do gen. Pinocheta, nasuwa się tu pytanie, skoro on był taki dobry to czemu do samej śmierci ścigały go różne trybunały sprawiedliwości? Czyżby redakcja która przecież odpowiada ,jak nie prawnie to moralnie, za zamieszczany materiał, nie wiedziała o tym wszystkim?

A tak już zupełnie inne, ale interesujące pytanie (ostatnio wziął się za to J. Pinior) ,to kiedy my wreszcie przestaniemy Ameryce tyłek lizać bo może wtedy pojedziemy tam bez wiz? Bez wiz jedzie tam cały świat z terrorystami włącznie, bo mają dolary, a Polak co jedzie tam tyrać na pomywakach i jako sprzątacz ichnich ubikacji, tam pojedzie tylko wybiórczo, choćby uczciwie chciał zarobić te parę dolarów.

Roman Grabowski


1 Patrz choćby St. Mackiewicz Cat „Historie i herezje”

czwartek, 13 czerwca 2013

Nie każdy żart tynfa wart!


Patrz „Stocznia, czyli akt zgonu”, 22 numer ANGORY.

Pan Henryk Martenka „strzelił” sobie felietonik –żarcik z upadku (kolejnego) naszej niedawnej narodowej chluby, przemysłu stoczniowego, tym razem kolebki SOLIDARNOŚCI , Stoczni Gdańskiej. Można i tak, na zasadzie „gdy ludowi już łez zabraknie do płaczu, to się śmieje do łez”. Bo to panie Martenka, płótna by zabrakło na chusteczki (przemysł lekki też nam zlikwidowano lub produkuje chusteczki pod nazwami obcych firm, o tym patrz dalej na str. 18 tego numeru ANGORY), by otrzeć łzy tym wyrzucanym na bruk i ich rodzinom.

Aby ten przemysł stoczniowy , (wręcz niszczony, popatrz na Stocznię Gdańską- zostały resztki które jeszcze teraz chcą zniszczyć do końca), odbudować i wyszkolić nową kadrę, trzeba by minimum dziesięciu lat przy olbrzymich nakładach, czyli znów zaciskania pasa całego Narodu Polskiego. Podobnie jest z całym naszym przemysłem, (z niewielkimi wyjątkami), a bez tego zaplecza nie może egzystować przemysł okrętowy, co pięknie opisał (jak łatwo przyszło nam zniszczyć to cośmy dziesiątki lat budowali)pan Krzysztof Różycki, na przywoływanej już str.18., ANGORY Nr 22.

O tych sprawach pisałem i ja już kilkakrotnie. Ostatnio również w „EPITAFIUM dla budownictwa okrętowego”, artykule wysłanym do naszej „morskiej gazety” DZIENNIKA BAŁTYCKIEGO (bez echa), co niniejszym załączam, może ANGORA pojmie po co ten krzyk podnoszę.

Ten cały nasz dorobek, pan Balcerowicz(i pozostałych 170. ekonomistów szkolonych w różnych fundacjach amerykańskich, jak to zrobić) tak łatwo zmiótł z powierzchni bo na zachodzie pełne magazyny taniego towaru czekały na opróżnienie, a może warto teraz tych panów przeszkolić jak to odbudować? Inaczej bowiem damy się jednak w deptać w następną republikę bananową. Będziemy mieli 500 km pięknego wybrzeża (przed wojną mieliśmy 90 i jak fajnie nam szło aż wszyscy podziwiali), ale bez marynarki wojennej która by to obroniła, , bez morskiej floty, bez stoczni, a statki PŻM będzie dalej zamawiał u Chińczyków, którzy się u nas tego fachu uczyli. Bo oni to robią teraz lepiej i taniej? Bzdura, kto tam bywał to wie w czym rzecz. A pan Balcerowicz niech już wyłączy ten swój zegar naszych zadłużeń bo to on (Balcerowicz nie zegar)jest główną ich przyczyną, tak naszą gospodarkę ustawił. Bo żaden naród tylko z kopalnictwa (węgla i ziemniaków) i handelku nie wyżyje. Panowie ekonomiści trzeba wybrać jakiś przemysł sztandarowy, tak jest na całym świecie(Niemcy samochody, Anglicy statki, Amerykanie lotnictwo itd.), wszystkiego po trochu to można uprawiać we własnym ogródku, bo tu nie chodzi o ekonomikę.

Gdańsk, 12.06.2013
                                                                  Zawsze Wasz bloger blagier Roman

środa, 10 kwietnia 2013

Czy to już czas usiąść do pisania EPITAFIUM dla naszego budownictwa okrętowego?

      Stocznia to zabytek? Pytanie retoryczne z Dziennika Bałtyckiego z 29.03.2013.Dziwię się, że gazeta która nam towarzyszy prawie od odzyskania (pierwszy był Głos Wybrzeża)ciężko wywalczonego wybrzeża, od prasłowiańskiego Elbląga po Szczecin, stawia takie pytanie, ale prawda jest gorzka, aż nie do przełknięcia.

To nie tylko zabytek (teraz już niestety tak), to dorobek całego Narodu Polskiego, który po odzyskaniu tego500-km wybrzeża , radośnie przystąpił do jego zagospodarowania i rozwoju. Po I Wojnie Światowej, mieliśmy tylko mały skrawek, a i to już nas cieszyło i osiągnięcia były niezaprzeczalne, a ambicje jeszcze większe, aż po Ligę Morską i Kolonialną!

Teraz osiągnęliśmy dużo, odbudowaliśmy to ze zniszczeń wojennych, i weszliśmy na szczyty (naszych) możliwości. W pełni sprawne porty, światowe firmy żeglugowe, PLO, PŻM,( ponad 200 statków pełno morskich}, pełnomorskie rybołówstwo DALMOR, ARKA, ODRA(teraz zostało nam niestety tylko sześć set łodzi i kutrów przy brzegowych- tak chce UE). Niewiele z tego niestety zostało w ogóle , gdzieś się to rozpłynęło, zgodnie z teorią szokową p. prof. Balcerowicza ? No to rzeczywiście niewytłumaczalny szok. Setki statków, kilka stoczni i dziesiątki prężnych przedsiębiorstw zniknęło z powierzchni ziemi ( i mórz)a tysiące cennych (wykształconych) pracowników poszło „na bruk”.

A teraz jeszcze trochę o historii budowania i znikania naszej morskiej potęgi a w szczególności przemysłu stoczniowego. Tak, dokładnie przemysłu stoczniowego, bo to nie tylko stocznie. To potężne zaplecze naukowe i przemysłowe pracujące dla stoczni. To również szkolnictwo morskie, kształcące, adeptów od montera kadłubowego, po inżyniera konstruktora okrętowego. To dziesiątki szkół i uczelni, na poziomie zawodowym, średnim i politechnicznym włącznie. A po szkole praktyka, to bardzo ważne. Nawet spawacz okrętowy dopiero po wielu latach pracy jest w fachowcem w swym zawodzie. To wszystko wyrzuciliśmy w wraz z „komuną” do historycznego śmietnika. Część poszła do „obcego” ale oni już nie wrócą, bo „tam” jest lepiej. Dlaczego tam zawsze było lepiej? Na to pytanie nikt „z naszych” nie szuka odpowiedzi, a tamci chcą aby tak zostało. Zawsze były potęgi światowe i „republiki bananowe”. Czy znów daliśmy się wdeptać? Mimo pięknych haseł o demokracji i równości? Nie pomogły pieśni o Polakach obalających „mury”?

Komuż te nasze stocznie tak nie leżały? To było widać w oczach naszych bonzów, nie tylko „tamtych” od pierwszego zrywu w GRUDNIU 70. Sekretarz St. Kociołek wrzeszczał przez megafony: „ja tą stocznię każę zaorać i zboże posiać”. A więc nie tylko „ tamtym” była ona solą w oku ale i naszym. Te tysiące stoczniowców (w samej gdańskiej 20tyś )wylewające się na ulice, budziły w nich przerażenie. Potem była SOLIDARNOŚĆ, Wałęsa dużo obiecał nic dla swych kolegów co go na wyżyny wynieśli, nie zrobił. Było coraz gorzej. Wiadomo jak się na kogoś uwezmą to tylko siły boskie mogą pomóc. Ale i siły boskie, czyli Kościół katolicki który w ten przewrót 2,5mld $ włożył ( zresztą nie swoich a gangsterskich z Banko Romano na polecenie JPII), stoczniowców jakoś nie lubił (wyjątek ks. prałat H. Jankowski).

Tak powoli zbliżał się kres naszego przemysłu okrętowego, ongiś potęgi z piątym miejscem wśród potęg światowych (a teraz kupujemy statki w Chinach , które się u nas tego fachu uczyli). Potem jeszcze ówczesny premier Rakowski , darł krawaty, że on ich (stoczniowców) usadzi. I obiecujący p, Oleszek, od lat przewodniczący Rady Miasta Gdańska, i p. Szlanta co Stocznię Gdańską za własne jej pieniądze wykupił, itd. itp. Sama propaganda, zero efektow.

Wreszcie energicznie włączył się w ten proces likwidacji, komisarz UE p. Neelie Kroes i powiedziała dość tej zabawy . Stoczniowcy z naręczami kwiatów padli przed nią na kolana {min. Grad już dawno padł na kolana pod zarzutem, ze my dofinansowujemy stocznie, a inni to nie?). A ona na to: dobrze chłopaki, ale budować statków wam i taknie pozwolę! Koniec, Schluss, End! I tak to się skończyło.

Tam Gdańskiej jakiś czas jeszcze coś „dłubali” (Ukraina i p. Jaworski, i jeszcze paru budujących łodzie motorowo- żaglowe), ale to maluchy„śmiech na sali”, do tych oceanicznych żaglowców, jak nasz DAR MŁODZIEŻY tu zbudowany. Teraz straszą, że będą musieli sprzedawać resztkę mienia St,Gd. (o tak chodzi o te cenne tereny) bo nie mają nawet na opłatę tej grupki pracowników która się dotąd łudzi, że może tu się da utrzymać. Jak długo? Życzmy im oby jak najdłużej.

A wracając do tej grupy inicjacyjnej „Dźwignij Gdańsk”. Panowie jestem sercem po waszej stronie, i mam nadzieję, że również cały Gdańsk, i co najmniej pół Polski. Zostawmy choć fragmenty tej dawnej świetności. Przecież Gdańsk żył nie tylko z handlu zbożem spławianym Wisłą. Tu była od zarania wizytówka świetności i miasta i potęgi morskiej Rzeczpospolitej, to była MORSKA STOLICA POLSKI. Niech choć to zostanie czego jeszcze spychacze nie zrównały do poziomu. Bo dzisiaj to już tylko artyści i ludzie sztuki próbują to utrwalić, na wystawach fotografii, i malarstwa. Ostatnio dziesiątki fotografii smutnych dźwigów –żurawi stoczniowych, w bibliotece w Oliwie, teraz w czytelni na Przymorzu. Ci ludzie czują, że coś nam ucieka i chcą to zatrzymać. A czy apel nowo powstałej inicjatywy p. Jacka Wiercińskiegoi p. Chilickiego, z apelami do premiera coś pomogą? Oby, przecie to ten sam nam premieruje od lat, i nie pomógł, może też się stoczniowców boi? Ale może choć na skansen pozwoli. Będą Niemcy przyjeżdżali i podziwiali „Polnische Wirtschaft”.

A co na to społeczność między narodowa? Myślę ,że milczy bo to jest po jej myśli . Oni budują spokojnie statki i okręty (Niemcy znów się specjalizują w łodziach podwodnych, a czy po cichu ktoś dopłaca, nie zdradzą).Oby nam nie przysolili, za to zniszczenie zabytków historii ich okrętownictwa. Tu w Gdańsku była też kolebka niemieckiego okrętownictwa. Tu była nie tylko Stocznia Schichoła ale i Kaiser Werft(ładniejsza, to widać po zabudowaniach na początku ul. Jana Zkolna ( a te trochę dalej bieda- domy to Schichą).Tu w tych stoczniach budowano potężne pancerniki, ale też łodzie podwodne już przed i w czasie I Wojny Świtowej( w II-giej też). To jest kawał historii okrętownictwa niemieckiego. Podejrzane jest ich milczenie. Bo zaraz nie będzie śladu po tych historycznych budynkach. A jak każą je odbudować?

Znaków zapytania jest dużo a odpowiedzi zero. Smutne to. Tak jakby to nikogo nie obchodziło. Bisnes ist Bisnes, ale nie dla nas!

Gdańsk, w kwietniu,2013!      Wasz bloger blagier
 



środa, 6 lutego 2013

Jak to fajnie było...


...w nawiązaniu do dyskusji w Dz. Bałtyckim o upadku naszej gospodarki morskiej, i nie tylko morskiej.

Szczególnie wzruszająca i oryginalna była wypowiedź pana prof. Witolda Andruszkiewicza.

Kto jak kto, jeżeli nie kompetentny i stojący blisko tych spraw przemian z socjalizmu do kapitalizmu i upadku floty PLO i nie tylko, dużo wówczas padło a szczególnie cała gospodarka morska i przemysł stoczniowy, jak nie Pan Profesor przecież to znać powinien. Ale Pan Profesor albo nie zna całej prawdy, albo nie chce do końca ujawniać prawdy, z tylko jemu wiadomych powodów. To był rzekomo koszt przemian, jak powiada prof. Balcerowicz, specjalista od „szoku”.

Jak napisał prof. W Andruszkiewicz, w tej „planowanej gospodarce socjalistycznej” , wszystko grało jak w szwajcarskim zegarku, aż przyszły przemiany do gospodarki kapitalistycznej, i to wielkie PLO sobie z tym nie poradziło. Brak zorganizowanej akwizycji rzekomo była główną przyczyną. Statki nie miały co robić i trzeba było się wysprzedawać, aby mieć choć na koszta utrzymania tej floty a nawet na wypłaty dla pracowników. Początkowo po dwa trzy miesięcznie, a pożnie już całe linie szły w pacht lub pod młotek , za bezcen. Tak padły nie tylko PLO, ale też DALMOR, ARKA itd. Zostały im bandery, kotwice i wspomnienia świetności.

To wszystko prawda, ale według mnie tych przyczyn upadku było dużo i zaczęły się znacznie wcześniej. Aby nie zanudzić, wspomnę tylko dwie, te główne:

1)Stan wojenny. Naród stał z założonymi rękoma (spadek produkcji), strajkował i próbował zrzucić narzucone mu, obce naszej kościelnej tradycji, jarzmo państwa bezwyznaniowego.

A wtedy ówczesny prezydent USA Ronald Regan, wykombinował sobie , a może ten ujarzmiony, buntowniczy naród da się pchnąć na Moskwę i pomoże pozbyć się na reszcie jego (Ronalda) głównego konkurenta do rządzenie światem? A sukcesy w Afganistanie miał wówczas mierne. Tak pomyślał i nałożył na Polskę takie restrykcje, że ta chwiejąca się gospodarka a szczególnie eksport na zachód siadły zupełnie. Niektóre państwa go poparły i powiało zgrozą. Urban ostrzegał, rząd to się wyżywi ale naród głoduje. Zachód przyszedł z pomocą, ale tą przechwytywało ZOMO, które też musiało się wyżywić, i mało co trafiało do zwykłego szaraka. O cofnięcie tych niespotykanych dotąd restrykcji prosił prezydenta R.Regana, zmarły wczoraj Prymas Polski Józef Glemb , później Papież Jan Paweł II, bez skutku. A naród niejednokrotnie krwawo doświadczony (ostatnio w 1970 roku), zamknął się w zakładach pracy i na ulice nie wychodził.

Tak więc skoro statki nie miały co przewozić a rybacy nie mieli gdzie łowić, zaczął się upadek całej wielkiej gałęzi gospodarki. Po szczegóły odsyłam na moje blogi.

2)Akwizycja w PLO była rzeczywiście słaba , źle zorganizowana. Ale nie tylko. Jak chodzą słuchy, ci akwizytorzy i nawet nasze placówki dyplomatyczne zaczęli uprawiać swoją politykę i działać na szkodę naszego armatora. Dwóch ambasadorów poprosiło a azyl, nasze trawlery zatapiano w portach kanadyjskich i amerykańskich, wszyscy tylko czekali kiedy to PRL wreszcie runie. To były czasy kiedy każdy ( przepraszam wielu, nie każdy) próbował jeszcze coś uczknąć dla siebie i darli tą płachtę na wszystkie strony, aż już tylko strzępy zostały. No więc nie dziw , że dzisiaj polskie sądy nie są w stanie ustalić jednoznacznie (patrz Dz. Bałt. z 18.01.2013)takich winnych których należałoby ukarać, za te znikające floty, więc zastosowano odpowiedzialność zbiorową. Chcieliście tego to macie i nie szukajcie w sądach sprawiedliwości. Przed tym ogołociły nas okupanci i wojny , potem „sprawiedliwość ludowa” a teraz kapitalistyczna. Pewnego dnia obudziliśmy się w „republice bananowej”, no już lepsze to niż życie w „republice radzieckiej”. Ale po to setki naszych kształciło się w różnych zachodnich fundacjach, aby ten przewrót się tanio udał. Nawet oficerowie CIA się dziwili, że tak tanio (tylko 6mld $, za wyjątkiem Persji, rząd Mosadyka , za 5mln $ - ale to było dawno, inny dolar) im się jeszcze żaden przewrót nie udał.... Wasz bloger blagier

środa, 23 stycznia 2013

Sojusz z Hitlerem?

O tym czy Polska mogła z Niemcami zawrzeć sojusz w 1939 roku, na łamach ANGORY toczy się od dłuższego czasu ożywiona dyskusja, a wywołał ją artykuł Bogusława Wołoszczańskiego.

Przepraszam, że dopiero teraz zabieram głos , ale kilkakrotnie choroby tak mnie zmogły, że nie byłem w stanie usiąść do komputera, na przełomie roku znów osiem dni nie wstawałem z łóżka.

Teoretycznie taki sojusz był możliwy przecież byliśmy wolnym narodem . Ale Bogu dzięki, że min. Beck się w końcu wycofał, z tych rozmów, bo choć dostaliśmy zdrowo „po dupie”, to wyszliśmy z tego z honorem i sztandarem, że Naród Polski przed wrogiem nie klęka, a prócz hańby z takiego sojuszu straty mogły być równie wielkie. Pięć milionów Polaków(przyznajmy różnych narodowości) którzy zginęli w tej potwornej wojnie, nie mają żadnego historycznego odniesienia, i to w niespotykanych okrucieństwach , to dużo na tak mały naród. Przecież to 10% wszystkich strat ludzkich w tej wojnie, bo też walczyliśmy z niespotykaną zaciętości od początku do końca wojny i na wszystkich frontach. A okupant niemiecki z kolei działał z planowanym zamiarem likwidacji Narodu Polskiego i jak tylko mógł wszelkimi sposobami nas niszczył. A co też dobrego osiągnęły te państwa które poszły na współpracę z Hitlerem? Zacznijmy od tych co tak łatwo podnosili „ręce do góry” jak Francja, nie winię tu narodu francuskiego im gremiom ale kierownictwo, haniebne to było ,no nie obchodziły ich sojusze, opuścili nas i stali się niewolnikami Hitlera. Belgia, Holandia, Dania, Norwegia, bez pomocy tych wielkich mocarstw poszły w niewolę. Jedna Wielka Brytania robiła co mogła, a mogła nie wiele, nieba Anglii bronili głównie polscy lotnicy (czytam właśnie o dywizjonie 305). A tych co poszli na współpracę z Hitlerem traktowano jako siłę roboczą, źródło surowców czy mięso armatnie. A straty ponieśli mniejsze tylko dla tego, że to były państwa na marginesie Europy (Rumunia, Bułgaria, Węgry). A ta nasza kochana Polska stała im zawsze na drodze, od wieków różne ludy i armie maszerowały po niej tam i z powrotem.

Hitler to nie był człowiek do współpracy, to nie był tylko szaleniec, przynajmniej na początku, to był bezwzględny watażka, ale z określonym planem podbicia świata i za to cenili go niemieccy przemysłowcy i go poparli. On dyktował sojusze, ale ich nigdy nie dotrzymywał w myśl zasady, że zwycięzców o racje się nie pyta..

A jego kohorty to byli diabły z najgłębszego piekła, jak ich miejscowi Niemcy tu na Pomorzu nazywali, „te czarne diabły (bo nosili czarne mundury) chyba z piekła tu przyszli”. Mało że niszczyli wszystko co polskie, a na samym początku rozstrzelali całą miejscową inteligencję, z księżmi i biskupami włącznie ( na Pomorzu w ciągu trzech miesięcy wymordowali 80. tyś ludzi), to i ewangelickiego cmentarza nie uszanowali. Jak mi opowiadał Niemiec, członek Bundestagu p. Sturmowski, właściciel Szprudowa, w Lignowach są groby jego przodków, opowiadał mi takie zdarzenie: na bramie do tego ewangelickiego cmentarza w Gniewie(brama stoi do dziś)był napis „Der einzige Weg im Gott”, to się tym czarnym diabłom nie podobało, bo cmentarz był przy Adolf Hitler Str, a więc mogło być co najwyżej „...im Adolf Hitler ist der einzige Weg”.

Polskę po podbiciu Hitler podzielił na okręgi do zniemczenia tj siły roboczej i mięsa armatniego ( miejscowego żołnierza cenił już stary Fryc) jak: okręg Pomorski., Poznański i Śląski, oraz siły roboczej, tzw. Gubernię, aż po Białystok i później nawet Lwów. Gdy dzisiaj historycy piszą, że tu ludność polska tak ochoczo przyjmowała Voksklistę , bo dostało się lepsze kartki (daleko im było do tych dla Reichdeutschów a nawet Volksdeutschów),to się im dziwię bo myśmy dalej głodowali, tylko trochę mniej. O nie kochani za nie podpisanie DVL (Deutsche Volks Liste kategorie od I-IV) wywozili do obozów pracy , rozdzielając rodziny, a w najlepszym wypadku na tułaczkę do Guberni, bo tu trzeba było zostawić cały swój dobitek. Po za tym każdy podpisujący DVL wiedział, że podpisuje „kontrakt z diabłem”, bo zarówno on (jeżeli był w wieku poborowym), jak i jego dorastające chłopcy (od 17 lat Arbeitsdienst i od 18 wojsko)pójdą do Wehrmachtu. Pocieszali się ,że może uda się przejść do Andersa, ale to groziło całej rodzinie obozem koncentracyjnym, lub pozbawieniem środków do życia ( znam to na przykładzie rodziny kuzyna).

Do tego pisania skłoniła mnie wypowiedź pana I.Cichockiego (Nr. 52 Angory), bo pisze trochę o tych sprawach Pomorzaków, ale to nie jest nawet czubek góry lodowej, tu trzeba by książkę pisać i to nie jedną. Jakoś nasi historycy się nie kwapią, bo to łatwiej wydadzą gloryfikację heroizmu niż martyrologię Pomorzaków. Dopiero w Londynie B. Dobrski mógł wydać swą książkę „Byłem żołnierzem Wermachtu”.

Jeszcze tylko krótki epizod z kim to mielibyśmy zawierać sojusze, przecież to nie byli ludzie a barbarzyńcy i diabły z piekła rodem. Pod koniec wojny to oni wręcz szaleli w tępieniu Polaków, i nie tylko, i swoich też wieszali za byle co z tablicą „Verraeter...” Tu w Gniewie rozstrzelali dwóch braci Dylewskich, ( III grupa, których reklamowali dotąd od wojska bo ich potrzebowali), za to, że nie chcieli iść do Volksturmu. A następnie powiesili. Jak mój ojciec to zobaczył , też w tej fabryce pracował, to się ukrywał. Dobrze, że w naszej chacie (mieszkaliśmy na Żuławach), sztab batalionu Wehrmachtu osiadł, i żaden faszysta nie ważył się tam wchodzić. I tu ciekawostka mentalności ludzkiej. Na tablicy tych co zginęli za wolność tej ziemi na zamku w Gniewie, miedzy innymi były nazwiska Dylewskich obok wielu innych. Pewnego razu tablica ta zniknęła, na moje pytanie u przewodnika, padła odpowiedź: a przenieśliśmy ją gdzie indziej bo niemieckie wycieczki zaczęły nas omijać. I to jest współczesny świat, ludzie nie chcą wracać do przeszłości a szczególnie ci co się z tą przeszłością po ludzku rozliczyć nie potrafią.

Roman Grabowski