Przepraszam,
że dopiero teraz zabieram głos , ale kilkakrotnie choroby tak mnie
zmogły, że nie byłem w stanie usiąść do komputera, na przełomie
roku znów osiem dni nie wstawałem z łóżka.
Teoretycznie
taki sojusz był możliwy przecież byliśmy wolnym narodem . Ale
Bogu dzięki, że min. Beck się w końcu wycofał, z tych rozmów,
bo choć dostaliśmy zdrowo „po dupie”, to wyszliśmy z tego z
honorem i sztandarem, że Naród Polski przed wrogiem nie
klęka, a prócz hańby z takiego sojuszu straty mogły być
równie wielkie. Pięć milionów Polaków(przyznajmy
różnych narodowości) którzy zginęli w tej potwornej
wojnie, nie mają żadnego historycznego odniesienia, i to w
niespotykanych okrucieństwach , to dużo na tak mały naród.
Przecież to 10% wszystkich strat ludzkich w tej wojnie, bo też
walczyliśmy z niespotykaną zaciętości od początku do końca
wojny i na wszystkich frontach. A okupant niemiecki z kolei działał
z planowanym zamiarem likwidacji Narodu Polskiego i jak tylko mógł
wszelkimi sposobami nas niszczył. A co też dobrego osiągnęły te
państwa które poszły na współpracę z Hitlerem?
Zacznijmy od tych co tak łatwo podnosili „ręce do góry”
jak Francja, nie winię tu narodu francuskiego im gremiom ale
kierownictwo, haniebne to było ,no nie obchodziły ich sojusze,
opuścili nas i stali się niewolnikami Hitlera. Belgia, Holandia,
Dania, Norwegia, bez pomocy tych wielkich mocarstw poszły w niewolę.
Jedna Wielka Brytania robiła co mogła, a mogła nie wiele, nieba
Anglii bronili głównie polscy lotnicy (czytam właśnie o
dywizjonie 305). A tych co poszli na współpracę z Hitlerem
traktowano jako siłę roboczą, źródło surowców czy
mięso armatnie. A straty ponieśli mniejsze tylko dla tego, że to
były państwa na marginesie Europy (Rumunia, Bułgaria, Węgry). A
ta nasza kochana Polska stała im zawsze na drodze, od wieków
różne ludy i armie maszerowały po niej tam i z powrotem.
Hitler to
nie był człowiek do współpracy, to nie był tylko
szaleniec, przynajmniej na początku, to był bezwzględny watażka,
ale z określonym planem podbicia świata i za to cenili go niemieccy
przemysłowcy i go poparli. On dyktował sojusze, ale ich nigdy nie
dotrzymywał w myśl zasady, że zwycięzców o racje się nie
pyta..
A jego
kohorty to byli diabły z najgłębszego piekła, jak ich miejscowi
Niemcy tu na Pomorzu nazywali, „te czarne diabły (bo nosili czarne
mundury) chyba z piekła tu przyszli”. Mało że niszczyli wszystko
co polskie, a na samym początku rozstrzelali całą miejscową
inteligencję, z księżmi i biskupami włącznie ( na Pomorzu w
ciągu trzech miesięcy wymordowali 80. tyś ludzi), to i
ewangelickiego cmentarza nie uszanowali. Jak mi opowiadał Niemiec,
członek Bundestagu p. Sturmowski, właściciel Szprudowa, w
Lignowach są groby jego przodków, opowiadał mi takie
zdarzenie: na bramie do tego ewangelickiego cmentarza w Gniewie(brama
stoi do dziś)był napis „Der einzige Weg im Gott”, to się tym
czarnym diabłom nie podobało, bo cmentarz był przy Adolf Hitler
Str, a więc mogło być co najwyżej „...im Adolf Hitler ist der
einzige Weg”.
Polskę
po podbiciu Hitler podzielił na okręgi do zniemczenia tj siły
roboczej i mięsa armatniego ( miejscowego żołnierza cenił już
stary Fryc) jak: okręg Pomorski., Poznański i Śląski, oraz siły
roboczej, tzw. Gubernię, aż po Białystok i później nawet
Lwów. Gdy dzisiaj historycy piszą, że tu ludność polska
tak ochoczo przyjmowała Voksklistę , bo dostało się lepsze kartki
(daleko im było do tych dla Reichdeutschów a nawet
Volksdeutschów),to się im dziwię bo myśmy dalej głodowali,
tylko trochę mniej. O nie kochani za nie podpisanie DVL (Deutsche
Volks Liste kategorie od I-IV) wywozili do obozów pracy ,
rozdzielając rodziny, a w najlepszym wypadku na tułaczkę do
Guberni, bo tu trzeba było zostawić cały swój dobitek. Po
za tym każdy podpisujący DVL wiedział, że podpisuje „kontrakt z
diabłem”, bo zarówno on (jeżeli był w wieku poborowym),
jak i jego dorastające chłopcy (od 17 lat Arbeitsdienst i od 18
wojsko)pójdą do Wehrmachtu. Pocieszali się ,że może uda
się przejść do Andersa, ale to groziło całej rodzinie obozem
koncentracyjnym, lub pozbawieniem środków do życia ( znam to
na przykładzie rodziny kuzyna).
Do tego
pisania skłoniła mnie wypowiedź pana I.Cichockiego (Nr. 52
Angory), bo pisze trochę o tych sprawach Pomorzaków, ale to
nie jest nawet czubek góry lodowej, tu trzeba by książkę
pisać i to nie jedną. Jakoś nasi historycy się nie kwapią, bo to
łatwiej wydadzą gloryfikację heroizmu niż martyrologię
Pomorzaków. Dopiero w Londynie B. Dobrski mógł wydać
swą książkę „Byłem żołnierzem Wermachtu”.
Jeszcze
tylko krótki epizod z kim to mielibyśmy zawierać sojusze,
przecież to nie byli ludzie a barbarzyńcy i diabły z piekła
rodem. Pod koniec wojny to oni wręcz szaleli w tępieniu Polaków,
i nie tylko, i swoich też wieszali za byle co z tablicą
„Verraeter...” Tu w Gniewie rozstrzelali dwóch braci
Dylewskich, ( III grupa, których reklamowali dotąd od wojska
bo ich potrzebowali), za to, że nie chcieli iść do Volksturmu. A
następnie powiesili. Jak mój ojciec to zobaczył , też w tej
fabryce pracował, to się ukrywał. Dobrze, że w naszej chacie
(mieszkaliśmy na Żuławach), sztab batalionu Wehrmachtu osiadł, i
żaden faszysta nie ważył się tam wchodzić. I tu ciekawostka
mentalności ludzkiej. Na tablicy tych co zginęli za wolność tej
ziemi na zamku w Gniewie, miedzy innymi były nazwiska Dylewskich
obok wielu innych. Pewnego razu tablica ta zniknęła, na moje
pytanie u przewodnika, padła odpowiedź: a przenieśliśmy ją gdzie
indziej bo niemieckie wycieczki zaczęły nas omijać. I to jest
współczesny świat, ludzie nie chcą wracać do przeszłości
a szczególnie ci co się z tą przeszłością po ludzku
rozliczyć nie potrafią.
Roman
Grabowski