środa, 23 stycznia 2013

Sojusz z Hitlerem?

O tym czy Polska mogła z Niemcami zawrzeć sojusz w 1939 roku, na łamach ANGORY toczy się od dłuższego czasu ożywiona dyskusja, a wywołał ją artykuł Bogusława Wołoszczańskiego.

Przepraszam, że dopiero teraz zabieram głos , ale kilkakrotnie choroby tak mnie zmogły, że nie byłem w stanie usiąść do komputera, na przełomie roku znów osiem dni nie wstawałem z łóżka.

Teoretycznie taki sojusz był możliwy przecież byliśmy wolnym narodem . Ale Bogu dzięki, że min. Beck się w końcu wycofał, z tych rozmów, bo choć dostaliśmy zdrowo „po dupie”, to wyszliśmy z tego z honorem i sztandarem, że Naród Polski przed wrogiem nie klęka, a prócz hańby z takiego sojuszu straty mogły być równie wielkie. Pięć milionów Polaków(przyznajmy różnych narodowości) którzy zginęli w tej potwornej wojnie, nie mają żadnego historycznego odniesienia, i to w niespotykanych okrucieństwach , to dużo na tak mały naród. Przecież to 10% wszystkich strat ludzkich w tej wojnie, bo też walczyliśmy z niespotykaną zaciętości od początku do końca wojny i na wszystkich frontach. A okupant niemiecki z kolei działał z planowanym zamiarem likwidacji Narodu Polskiego i jak tylko mógł wszelkimi sposobami nas niszczył. A co też dobrego osiągnęły te państwa które poszły na współpracę z Hitlerem? Zacznijmy od tych co tak łatwo podnosili „ręce do góry” jak Francja, nie winię tu narodu francuskiego im gremiom ale kierownictwo, haniebne to było ,no nie obchodziły ich sojusze, opuścili nas i stali się niewolnikami Hitlera. Belgia, Holandia, Dania, Norwegia, bez pomocy tych wielkich mocarstw poszły w niewolę. Jedna Wielka Brytania robiła co mogła, a mogła nie wiele, nieba Anglii bronili głównie polscy lotnicy (czytam właśnie o dywizjonie 305). A tych co poszli na współpracę z Hitlerem traktowano jako siłę roboczą, źródło surowców czy mięso armatnie. A straty ponieśli mniejsze tylko dla tego, że to były państwa na marginesie Europy (Rumunia, Bułgaria, Węgry). A ta nasza kochana Polska stała im zawsze na drodze, od wieków różne ludy i armie maszerowały po niej tam i z powrotem.

Hitler to nie był człowiek do współpracy, to nie był tylko szaleniec, przynajmniej na początku, to był bezwzględny watażka, ale z określonym planem podbicia świata i za to cenili go niemieccy przemysłowcy i go poparli. On dyktował sojusze, ale ich nigdy nie dotrzymywał w myśl zasady, że zwycięzców o racje się nie pyta..

A jego kohorty to byli diabły z najgłębszego piekła, jak ich miejscowi Niemcy tu na Pomorzu nazywali, „te czarne diabły (bo nosili czarne mundury) chyba z piekła tu przyszli”. Mało że niszczyli wszystko co polskie, a na samym początku rozstrzelali całą miejscową inteligencję, z księżmi i biskupami włącznie ( na Pomorzu w ciągu trzech miesięcy wymordowali 80. tyś ludzi), to i ewangelickiego cmentarza nie uszanowali. Jak mi opowiadał Niemiec, członek Bundestagu p. Sturmowski, właściciel Szprudowa, w Lignowach są groby jego przodków, opowiadał mi takie zdarzenie: na bramie do tego ewangelickiego cmentarza w Gniewie(brama stoi do dziś)był napis „Der einzige Weg im Gott”, to się tym czarnym diabłom nie podobało, bo cmentarz był przy Adolf Hitler Str, a więc mogło być co najwyżej „...im Adolf Hitler ist der einzige Weg”.

Polskę po podbiciu Hitler podzielił na okręgi do zniemczenia tj siły roboczej i mięsa armatniego ( miejscowego żołnierza cenił już stary Fryc) jak: okręg Pomorski., Poznański i Śląski, oraz siły roboczej, tzw. Gubernię, aż po Białystok i później nawet Lwów. Gdy dzisiaj historycy piszą, że tu ludność polska tak ochoczo przyjmowała Voksklistę , bo dostało się lepsze kartki (daleko im było do tych dla Reichdeutschów a nawet Volksdeutschów),to się im dziwię bo myśmy dalej głodowali, tylko trochę mniej. O nie kochani za nie podpisanie DVL (Deutsche Volks Liste kategorie od I-IV) wywozili do obozów pracy , rozdzielając rodziny, a w najlepszym wypadku na tułaczkę do Guberni, bo tu trzeba było zostawić cały swój dobitek. Po za tym każdy podpisujący DVL wiedział, że podpisuje „kontrakt z diabłem”, bo zarówno on (jeżeli był w wieku poborowym), jak i jego dorastające chłopcy (od 17 lat Arbeitsdienst i od 18 wojsko)pójdą do Wehrmachtu. Pocieszali się ,że może uda się przejść do Andersa, ale to groziło całej rodzinie obozem koncentracyjnym, lub pozbawieniem środków do życia ( znam to na przykładzie rodziny kuzyna).

Do tego pisania skłoniła mnie wypowiedź pana I.Cichockiego (Nr. 52 Angory), bo pisze trochę o tych sprawach Pomorzaków, ale to nie jest nawet czubek góry lodowej, tu trzeba by książkę pisać i to nie jedną. Jakoś nasi historycy się nie kwapią, bo to łatwiej wydadzą gloryfikację heroizmu niż martyrologię Pomorzaków. Dopiero w Londynie B. Dobrski mógł wydać swą książkę „Byłem żołnierzem Wermachtu”.

Jeszcze tylko krótki epizod z kim to mielibyśmy zawierać sojusze, przecież to nie byli ludzie a barbarzyńcy i diabły z piekła rodem. Pod koniec wojny to oni wręcz szaleli w tępieniu Polaków, i nie tylko, i swoich też wieszali za byle co z tablicą „Verraeter...” Tu w Gniewie rozstrzelali dwóch braci Dylewskich, ( III grupa, których reklamowali dotąd od wojska bo ich potrzebowali), za to, że nie chcieli iść do Volksturmu. A następnie powiesili. Jak mój ojciec to zobaczył , też w tej fabryce pracował, to się ukrywał. Dobrze, że w naszej chacie (mieszkaliśmy na Żuławach), sztab batalionu Wehrmachtu osiadł, i żaden faszysta nie ważył się tam wchodzić. I tu ciekawostka mentalności ludzkiej. Na tablicy tych co zginęli za wolność tej ziemi na zamku w Gniewie, miedzy innymi były nazwiska Dylewskich obok wielu innych. Pewnego razu tablica ta zniknęła, na moje pytanie u przewodnika, padła odpowiedź: a przenieśliśmy ją gdzie indziej bo niemieckie wycieczki zaczęły nas omijać. I to jest współczesny świat, ludzie nie chcą wracać do przeszłości a szczególnie ci co się z tą przeszłością po ludzku rozliczyć nie potrafią.

Roman Grabowski