Tym razem o... niech Wam będzie: ŻOŁNIERZACH WYKLĘTYCH.
Kto ich tak
brzydko nazwał, można się tylko
domyśleć, że to w kuchni IPN wysmażyli. No w
IPN, który . pod wpływem przychylnej polityki wszech władnego PiS-u (cała władza jednym
ręku) i z błogosławieństwem pana
prezesa, dopiero teraz na dobre rozwinął skrzydła. . Nawet się nie domyślałem,
że prokuratorzy IPN mają takie uprawnienia, do przeprowadzania takich
rewizji. Nawet na niewinnych, nie oskarżonych, ba przez sądy
powszechne za życia rozgrzeszonych? A więc pewnie mają uprawnienia do takich
rewizji w domach prywatnych i to osób
nie żyjących. A do rewizji osobistych również? No w tym wypadku na
nieboszczykach , byłoby trudno.. A może oni jakieś tajemnice do grobu, nie daj
Boże, zabrali.
Wróćmy jednak do
tematu zawartego w tytule, bo wyjdzie na to, że te gen. gen. Kiszczak i
Jaruzelski, są tymi żołnierzami wyklętymi. Ciekawe kto jest autorem tego
przezwiska. Tak przezwiska, bo przecież to jest obrzydliwe określenie. Przeszło
już do kalendarza powszechnego, a
zaraz przejdzie do naszych opracowań historycznych ( bo wątpię żeby i za
granicą tak obrzydliwego określenia używali),tak jak słowa „żelazna kurtyna” ,
„zimna wojna” czy „imperiom zła”. Żyję 85 lat a od 70 pilnie obserwuję ten świat
i nigdy nie słyszałem aby tych ukrywających się ludzi aż tak brzydko nazywano.
O może to ich prześladowcy tak ich nazywali, (nie wiem bo z nimi – prześladowcami- kontaktów
nie miałem) , ale raczej mówili „ leśni
bandyci”. Choć oni częściej w domach mieszkali od swoich prześladowców, ale pod koniec to coraz
częściej żyli w leśnych bunkrach ( do zwiedzania w Szymbarku pod Kościerzyną
bunkry „Pomorskiego Gryfa”.).
To byli po prostu
partyzanci ( definicja: patrz słownik
wyrazów obcych) jeżeli podejmowali walkę. Jeżeli się tylko ukrywali to były
to osoby ukrywające się ( opiszę i takie
przypadki) choć na ogół z czasem przyłączali się oni do partyzantki. Tak więc
kilka epizodów , jeszcze raz niech Wam będzie „ludzi wyklętych” tu na Pomorzu z
którymi się zetknąłem. Przypomnę tylko, że tu na Pomorzu panowały specyficzne utrudnienia w działalności
partyzantów. Obszar ten został szybko przyłączony do Rzeszy i na siłę
zniemczany. Po drugie tu zamieszkiwało od dawna dużo Niemców, szczególnie na
żuławach skąd te opowieści (Ż. Walichnowska ) pochodzą.
Epizod I
Będzie to również
przykład jak różni byli Niemcy, szczególnie ci ze starszego pokolenia.
Na samym początku wojny, kiedy Polakom sprzedawano jeszcze
alkohol, Młody Kleiszmit popił za dużo i
pod adresem swego pracodawcy, Niemca, zaczął wykrzykiwać różne epitety. Jakaś
świnia, może sam karczmarz ze strachu, zadzwoniła na policję. Zwinęli oni
pijanego i osadzili K.L. Stutthof. Pracując przy pogłębianiu rowów , ukrył się
w trzcinach i po paru dniach, idąc
nocami, wrócił do wsi. Oczywiście nie poszedł do rodzinnego domu , gdzie by go
łatwo znaleziono i wykończono . Poszedł do dwóch Niemek mieszkających nieco za
wsią i całą wojnę przeżył. Mianowicie pracował dla nich nawet w polu. Przebrany
za Niemkę, a gdy ktoś się zbliżał, wracał do domu by się ukryć a Niemka orała
dalej. Gdy się zbliżali Sowieci, wyjechał razem z Niemkami.
Epizod II
W rodzinach które
podpisały tzw. III grupę, a nie znam takiej która by nie podpisała, bo jutro
już by jej tu nie było, chłopcy w wieku 17 lat byli zaciągani do Arbeitsdienstu
a po roku automatycznie o Wehrmachtu. Po roku każdemu żołnierzowi należał się
urlop wypoczynkowy. Od 1943 r. na urlop żołnierz jechał z pełnym wyposażeniem i
uzbrojeniem aby mógł się bronić przed partyzantami. Edward Frasz to wykorzystał
o po urlopie zamiast wrócić na front zaczął się ukrywać. No ładnie ale gdzie,
na żuławach nie ma lasów, jedynie pojedyncze drzewa i krzaki wikliny nad Wisłą.
Pewnego jesiennego poranka , a były już przymrozki, ojciec wrócił od dojenie
krów które jeszcze się pasły nad Wisłą,.
Opowiadał, że przytulony do jednej z krów spał nasz
„partyzant”. Prawie cała wieś wiedziała o jego dezercji i jak mogło to mu
pomagała, ale bała się go trzymać w chałupie. Po wojnie odwiedziłem kiedyś tą
wieś i pytałem czy chociaż dostał jakiś krzyż za to swoje ryzyko. Mówią tak
dostał krzyż partyzancki, ale wyjechał do Niemiec., bo tam dostał lepszą
emeryturę jako poszkodowany przez
Niemców.
Epizod III
Mój kuzyn Jan
Badziąg, to odbywał służbę w niemieckim mundurze na terenie Francji. Tam
przystąpił do współpracy z partyzantką francuską. Pomagał im okradając
niemieckie magazyny z broni którą podrzucał Francuzom. Ale kiedy ci pod mur
jego jednostki podstawili samochód i kazali ładować nawet karabiny maszynowe i
granatniki, się przestraszył i odjechał razem z Francuzami. Jego nie dopadli,
ale zemścili się srodze na jego rodzinie która mieszkała pod Tczewem, zabrali
im kartki żywnościowe. To była kobieta z trojgiem dzieci. Wszyscy krewni im
pomagali, bo by zginęli z głodu, tu bez kartek nie dało się nic kupić.
Epizod IV
Weźmy trochę z
czasów już powojennych. Mieszkałem u kuzynki na stancji przy Grobla Ang. 7c.
Głownie dla tego, że blisko było do Elektrowni Ołowiance gdzie pracowałem. W
jednej sztubie z dwoma warszawiakami, niedobór mieszkań był olbrzymi, przecież
całe centrum Gdańska było wypalone. Dla czego, piszę o tym na innym blogu.
Jeden ze współ lokatorów pracował jak ja w elektrowni , drugi przygotowywał się
do egzaminu wstępnego, na Politechnikę Szczecińską. I niby byli to bracia, ale
do siebie nie podobni. O szczegóły nie pytałem bo w tamtych czasach i tak nikt
prawdy nie powiedział, a mogłeś się jeszcze narazić. Ten przyszły student to
sypiał z pistoletem pod poduszką, z domu nie wychodził bez i z pistoletem się
nie rozstawał. .Mówił, że go ścigają za jakieś sprawki jeszcze z powstania
Warszawskiego.
Epizod V
Pracowałem na
Ołowiance a do szkoły zawodowej chodziłem dwa razy w tygodniu na Osiek. Po
drodze mijałem taki samotny dom wśród gruzów w którym mieszkał mój dobrze
zarabiający kuzyn, pracujący w stoczni. Zawsze do nich zaglądałem czy coś po
kolacji nie zostało dla mnie. Pewnego razu siedzieli jeszcze przy stole razem z
nimi jakiś obcy. .nie przedstawiali go ale kazali usiąść przy pełnej misce. O
dziwo tam było już światło elektryczne, to ważne w tej opowieści bo w pewnym
momencie ten obcy doskoczył do wyłącznika, wyłączył światło i krzyknął wszyscy
padnij . a z za okna wołają poddaj się jesteś otoczono. On wyskoczył przez
okno, ale nie strzelał, tylko trzymał pistolet, dzięki temu oni go ni widzieli.
Oni strzelali z pepeszek ale w ciemności go nie trafili. Jak się wszyscy
rozeszli, wtedy kuzyn powiedział o był oficer AK. To słowo AK usłyszałem po raz pierwszy
dopiero po wojnie. Ale o tym niżej.
Epizod VI
Łupaszko czyli
mjr. Szyndzielarz. Ci wileńscy partyzanci zagnieździli się tu na Kaszubach na dobrze pod koniec lat czterdziestych i
dobrze im tu było. Po pierwsze oni z Wilna i tu trafiały transporty z
przesiedlanymi wilniukami, czyli byli wśród swoich. Po drugie Kaszuby przyjęli
ich od razu jako swoich bo to chodzą do kościoła i do komunii, orzełki z koroną
. a oficerowie nawet z ringgrafami Matki Boskiej. No i okradają komunistyczne
sklepiki (kasy).a nie chłopów . A to ważne dla partyzanta mieć przyjazne
zaplecze które informuje o ruchach przeciwnika. Po trzecie ten olbrzymi
kompleks leśny Bory Tucholskie. Kto to zgłębi i rozezna armii za mało! I tak
się ganiali po tych lasach. Aż do 1953 roku, jeśli dobrze pamiętam. Jasienica
jego „ politruk” odszedł wcześniej i dobrego wyboru dokonał bo okazał się
świetnym pisarzem historykiem. Mjr Szydzielarz
trwała, był tylko żołnierzem i trzymał się przyjętego wyboru roli.,
oddał głowę za swe przekonania.
Reszta się już wcześniej rozpierzchła i lepiej czy gorzej
odnalazła w tej smutnej rzeczywistości. A za swą wytrwałość zasłużyli chłopaki
na coś więcej. Najgorzej ,że zwycięzca nie zachował się elegancko w stosunku do
pokonanego i przez lata spychał ich na margines nie pozwalając na jakiś awans.
A teraz jeszcze
trochę uogólnień do różnych dróg powrotu ludzi na ścieżkę normalnego życia w
tej ówczesnej rzeczywistości.
Niektóre kariery rozbłyskały i gasły jak przysłowiowe
meteory. Pisałem już tym, że słowo AK-wiec usłyszałem po raz pierwszy
po wojnie. Mianowicie zjawił się pan porucznik w pięknym mundurze i organizował
milicję obywatelską. Mój ojciec też do tej formacji przystąpił, bo dawali broń
opaski biało- czerwone, a więc poczucie władzy.. A niektórzy , my również, pytali kto to taki ten pan i nam wyjaśnili, że ów porucznik to
przedwojenny miejscowy nauczyciel, który całą wojnę przesłużył w ARMII KRAJOWEJ czyli AK-owiec. Natomiast moim
uwielbionym, od chwili wstąpienia do
harcerstwa był módruch drużynowy. Tak więc drużynowy, druh Henio Ciepelewski
sierżant wileńskiej AK. Ujawnił się już w pierwszej amnestii (1945r.?) . Przed
tym „wciągnęli” mnie do ZWM a jak ich
porzuciłem to solidne lanie dostałem.Dla Henia wytrzymał nawet dziesięć takich garbowań
skóry. Tak więc aż do 1949 roku, likwidacji drużyn skautowych należałem do harcerstwa, a konkretnie do 24 GDH o specjalności łączność. Druh Henio był
zdolnym uczniem Wydz. Mosty i drogi. Potem w kompaniach Akademickich i następnie
WATechn., którą kończy z wyróżnieniami od razu jaki jedyny w stopniu kapitana.
Wspomną tu
jeszcze jednego partyzanta, tym razem również zdolnego , przedsiębiorczego i pracowitego jak powyżej,
ale od początku niezdecydowanego „ krętacza”, i to go zgubiło.z amnestii
korzystał dwukrotnie. Przez ciekawość prowadziłem z nim długie rozmowy. Niby
szczere ale takie płytkie aby zbyć rozmówcę.
Mowa o Władku Gołębskim popularnie zwanym Garbusem-Volkswagenem, z
uwagi na garb który mu ciążył od wypadku w dzieciństwie. Pierwszą amnestię
„odbył” tak bym powiedział w jak druh Henio w 1945 roku.. ale jakoś bez
przekonania. Za namową kolegów wrócił do lasu. Związał się z kobietą, urodzi
się dziecko. Początek lat 50 – dziesiątych, znów zgłasza się po amnestię. Jak
mi opowiadał kiedy wykładał pistolety prokurator wytrzymał nerwowo, ale kiedy
zaczął wykładać granaty, uciekł. Kończy zakładowe technikom, ale już nigdy nie
pozwolą mu pójść wyżej od szeregowego pracownika. Ale dalej był pełen inwencji
i przedsiębiorczości, Kupuje dwie działki ziemi i zakłada hodowlę świń, wówczas
tak potrzebnych na rynku, ale wyżej znów mu nie pozwolą . Wówczas mówiło się o
takich ludziach , że mają haka w papierach.
Tyle na dziś,
ciąg dalszy innym razem.
Gda/Sop w marcu 2016 Wasz stary bloger
blagier Roman