środa, 29 lutego 2012

O mowo, nasza mowo...

O mowo, nasza mowo...
...ileż cię cenić trzeba, ten tylko się dowie, kto cię raz utracił!
Teraz moda na różne regionalizmy, Kaszuby (no to jest jeszcze jakiś język mający swą pisownię, literaturę etc.), Ślązacy, Kociewiacy itd. (toć to już tylko regionalne gwary ludowe) żądają powrotu do korzeni i swego języka. Unia Europejska to popiera, nawet finansowo. To taka moda w tym zglobalizowanym świecie, aby ludziom choć małą odskocznię od tej globalizacji zostawić. Ale jakoś ten zglobalizowany świat chce się szybko porozumiewać i język angielski staje się prawie pan-globalny. Szkoda, że przed laty nie pomogliśmy naszemu rodakowi przepchnąć się z jego propozycją takiego światowego języka. A utarli byśmy tym zarozumiałym Anglo-Sasom nosa, oj utarli. Esperanto doktora L. Zamenhofa (zwany doktorem Esperanto), stało się dzisiaj już tylko egzotyczną ciekawostką uprawianą przez nielicznych fanów na całym świecie. Ongi takie modne języki to były to, francuski w dyplomacji, a włoski w muzyce bo taki melodyjny. A to ciekawostka bo najsłynniejsi kompozytorzy to z kolei Niemcy. Bajki są piękne ale wróćmy do rzeczywistości, czyli ad rem.
„Kto cię raz utracił...” .Oj chciano nam nasz język odebrać, nie raz, nie dwa a poprzez całe wieki trwała germanizacja naszych ziem północnych i zachodnich a rusyfikacja ziem wschodnich. O i jak bezwzględna, nawet krwawa. Takim symbolem jest Września ( a tu ciekawostka, film o tej walczącej Wrześni kręcono w moim rodzinnym Gniewie, też w tej materii zasłużonym, ale o tym może innym razem). Ileż to razy sam obrywałem za to, że po polsku rozmawiałem. A pewnego razu podszedł nasz dom późnym wieczorem Niemiec w żółtym uniformie i podsłuchał, że rozmawiamy po polsku. Zagroził że jutro wywiezie nas do obozu za rozmowę po polsku na terenie „Reichu”. A była to przecież Nizina Walichnowska, teren który w okresie międzywojennym należał do Polski. Zaleciało zgrozą. Ojciec się pocieszał, że rano pójdzie do fabryki, gdzie musiał pracować i może nas wybronią, i tak na szczęście się stało. Oj było by co opowiadać, ale o tym może też innym razem
Do tej paplaniny-pisaniny natchnęła mnie pani doktor Ewa, po obejrzeniu filmu „RÓŻA”, gdzie według niej, strasznie niewyraźnie mówią, i według tej pani to nie jest wyjątek. Polecała mi ten film, ale dopiero co wróciłem ze szpitala i złapałem przeziębienie. A w ogóle do kina rzadko chodzę, bo nie mam z kim. A ci młodzi się głupio patrzą i myślą pewnie, że „stary na podryw przyszedł” , (ósmi krzyż mnie dopadł - kiedyś to się mówiło krzyżyk na plecach, teraz to jest już cały krzyż). Ja to współczesne kino pamiętam jako pełne szmerów i zapachów popkornu i nie wybrednych uwag młodzieży. A z przed wojny to pamiętam, smród nafty bo tym się podłogi wówczas dyzenfekowało. No i były bilety w dwóch cenach dla dorosłych a dla dzieci stojące. Filmy były oczywiście na ogół nieme, czasami ktoś grał na instrumencie. No więc mówię do pani Ewy, że pewnie wybrała jakieś podłe kino. Zaklina się , że kino było z sieci o wysokiej marce, ale ci młodzi aktorzy i aktorki nie umieją poprawnie mówić i to się sprawdza w każdym kinie i filmie. Nie pomógł nawet wysoko przystojny amant Maciej Dorociński? Nie pomógł. No ja mam już trochę przytępiony słuch i nie chciałbym być autorytetem, ale ja to też tak widzę, a właściwie słyszę. Czy ci młodzi za bardzo nie liczą na to, że jak to się przepuści przez tą nowoczesną aparaturę to i wymowę poprawią. Jak widać nie zawsze, i nie zwalajmy na aparaturę. Dam taki przykład. Gustava Holubka nagrałem przed laty. Miał spotkanie z sopocką publicznością, w baraku na kajaki na plaży w Sopocie. Ja to nagrywałem z dala od mówiącego, na nagrywarce wielkości pudełka od zapałek, a jak dzisiaj sobie to puszczam, to rozumiem każde słowo które tam padło. No a czy tych kandydatów na aktorów nie przesłuchują przypadkiem nauczyciele bez słuchu? Jest teraz tyle szkół, że pewnie czasami nie panujemy nad tym. Jest też wielu utalentowanych, samorodnych artystów, a szczególnie artystek, pewnie zarozumiałych, którzy się później nawet nie chcą dokształcić, i nikt już ich nie egzaminuje. Kiedyś aby wystąpić na estradzie trzeba było mieć odpowiedni „glejt”. Przytoczę tu powiedzenie ks. Marcina Lutra, co prawda dotyczyło ono osób duchownych, ale jak pięknie pasuje do wszystkich co się upubliczniają: „Jeżeli nie masz daru wymowy to unikaj ambony jak piekła. A jak nie masz słuchu czy głosy to się nie pchaj do chóru”. Amen! A naród mówi coraz gorzej, bo jak słyszy tak i powtarza. Nie wspomnę tu o tych co język celowo psują i plugawią, bo tych powinno się karać mandatem, a jak nie pomoże, to ciężką katorgą (bo nauką i pracą się nie karze , to by była nagroda, co też by im się przydało)...
Gd. w lutym 2012 zawsze Wam oddany bloger blagier R.G.

Brak komentarzy: